W 1896 roku minęła dwunastomiesięczna żałoba po ojcu, Aleksandrze III. Zbliżał się czas ceremonii koronowania, uświęconej historią i tradycjami. Zgodnie z nimi, niekoronowany car mógł wjechać do stolicy tylko dzień przed tym jedynym w swoim rodzaju wydarzeniem. Kiedy Mikołaj i Aleksandra czytali modlitwy i pościli, mieszkańcy miasta malowali fasady domów i przystrajali kwiatami. Do stolicy przybywały tysiące gości : tłum w różnobarwnych mundurach, sukniach, błyszczący milionami drogocennych kamieni i złotem. Koronacja to nie tylko trzy dni święta , ale również amnestia dla więźniów , darowanie kar i długów.
26 maja, w tonacym w kwiatach soborze Zaśnięcia Matki Bożej rozpoczęła się ceremonia koronowania.
Z dziennika Nicky'ego, Moskwa
Nastał pierwszy trudny dla nas dzień - dzień naszego wjazdu do Moskwy. Pogoda była
wspaniała. O dwunastej zebrał się cały tłum książąt i zasiedliśmy wszyscy do obiadu.
Procesja wyruszyła dokładnie o wpół do trzeciej. Ja usiadłem na Normie, mama zajęła
pierwszą złotą karocę, a Alix drugą - obie jechały same. Cóż mogę powiedzieć o zgotowanym
nam powitaniu - było radosne, pełne triumfu, jak tylko może być w Moskwie!
... To wielki i uroczysty dzień dla Alix, mamy i mnie, ale też przepojony głębokim duchowym
znaczeniem. Na nogach byliśmy już od ósmej rano, chociaż nasz orszak miał wyruszyć
dopiero o wpół do dziesiątej. Pogoda na szczęście była niebiańsko piękna.
Wielkie Schody wyglądały niezwykle uroczyście. Cała ceremonia odbyła się w soborze
Uspieńskim i choć mam wrażenie, że to był sen, to będę go pamiętać do końca życia! O
dziewiątej wyszliśmy na górny balkon i Alix włączyła wtedy elektryczne oświetlenie na
wieży z dzwonem Iwana Wielkiego. Potem jedna po drugiej światłami rozbłysły wszystkie
wieże i mury Kremla..
Z pamiętników Wielkiego Księcia Konstantyna Konstantynowicza
Przed siódmą zdążyłem już przemierzyć wielkie pałacowe sale — pełne zresztą ludzi - i
doszedłem do głównych schodów.
Odezwał się wówczas dzwon Iwana Wielkiego [Groźnego] i rozległa się salwa honorowa. Na
niebie nie było nawet jednej chmurki, a plac przed soborem zalany był słońcem. Wysoko w
powietrzu na tle błękitnego nieba latały jaskółki, piskliwie pokrzykując. Już teraz było
gorąco. Żołnierze formowali szyki, a widzowie zajmowali miejsca w ławkach. O ósmej w
wielkim holu pałacowym zebrała się cała rodzina i zagraniczni książęta. O ósmej czterdzieści pięć drzwi się otworzyły i pokazała się w nich caryca Maria; serce
krajało nam się na jej widok — na głowie miała koronę, a na plecach ciężki purpurowy
płaszcz i wyglądała jak prowadzona na śmierć ofiara. Na jej twarzy malowało się cierpienie.
Idąc za nią skierowaliśmy się wszyscy do soboru Uspieńskiego. Carycy towarzyszli Aleksiej
oraz duński książę. Procesja była tak druga, że kiedy caryca wchodziła do katedry, my nie
doszliśmy jeszcze nawet do głównych drzwi. Z placu dobiegały naszych uszu radosne okrzyki
- to ludzie wiwatowali na cześć wchodzącej po schodach carycy. W samej świątyni wielkie
księżne stały po prawej stronie tronu nieco poniżej podium; my - panowie,
staliśmy po lewej. Caryca usiadła na swoim tronie ustawionym trochę na prawo od tronów
cesarza i młodej cesarzowej. My też zajęliśmy swoje miejsca.
Dobiegający z placu gromki krzyk zwiastował zbliżanie się orszaku Ich Wysokości. Kapłani
wyszli wtedy na zewnątrz, aby ich powitać i pokropić święconą wodą. Zaraz potem Ich Wysokości weszli do środka i skłonili się przed ikonami. Na twarzy cesarza
malowało się skupienie, pobożność i pokora, a w ogóle cała jego postać znamionowała
majestat. Młoda cesarzowa to wcielenie życzliwości i dobroci. A caryca wdowa wyglądała
równie młodo jak trzynaście lat temu w dniu własnej koronacji.
Gdy car i jego małżonka zasiedli na tronach, niosący regalia dostojnicy i ich pomocnicy
zupełnie zasłonili mi widok, tak że prawie nic nie widziałem; czasem tylko zdarzyło się, iż
mignął mi przed oczami car, ale słyszałem doskonale, jak powtarzał słowa credo. Asystowali mu Władymir i Misza. To oni pomogli mu włożyć purpurowy płaszcz, no i wtedy właśnie
zerwał się jego wielki łańcuch Orderu św. Andrzeja z diamentami.
Widziałem, jak car włożył sobie na głowę koronę, po czym wziął do ręki berło i jabłko, ale
zupełnie nie mogłem dojrzeć klęczącej przed nim carycy. Przez moment mignęło mi tylko
przed oczami, jak car ją podnosi i całuje...
Dopiero kiedy wszyscy padli na kolana, a tylko car stał, mogłem mu się dobrze przyjrzeć...i wtedy omal nie wybuchnąłem płaczem i powiedziałem: „Chrystus niech
będzie z tobą".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz